Na czerwiec proponujemy konferencję o Najświętszym Sercu Jezusa w kontekście pism Matki Małgorzaty. (Konferencja wygłoszona przez ks. Michała w czasie dnia skupienia dla Instytutu Świeckiego Misjonarek Miłości Nieskończonej)
Musimy ciągle wracać do tekstów Matki Małgorzaty. Trzeba nam te teksty poznawać, lepiej rozumieć, być w ich dziedzinie specjalistami, ponieważ to jest fundament naszego bycia w Instytucie i naszego bycia Instytutem. Są one źródłem, z którego płynie nasza tożsamość. Są też darem danym Instytutowi, po to żeby przekazać go dalej światu. I właśnie w tej konferencji chciałbym oprzeć się praktycznie wyłącznie na tekstach Matki Małgorzaty, która komentuje i mówi o tym, czym jest Serce Jezusa.
Czym jest Najświętsze Serce Pana Jezusa? To ważne pytanie, bo to właśnie Najświętsze Serce Pana Jezusa jest drogą, drzwiami, przez które poznajemy Nieskończoną Miłość Boga. Chciałbym wyjść w tej konferencji od obrazu, który wszyscy dobrze znamy, i który może nieraz dotyczy nas bardzo osobiście. To jest obraz świętego Tomasza Apostoła, nazywanego niesłusznie niewiernym Tomaszem. Tomasz Apostoł niewątpliwie kochał Jezusa, ale w decydującym momencie zabrakło mu wiary. Wiary w co? W to, że Jezus jest faktycznie Synem Boga, w to, że Jezus ukrzyżowany zmartwychwstanie. Tomasza nie ma w wieczerniku, przychodzi później i wypowiada słowa z jednej strony bardzo mocne, z drugiej strony trochę smutne: „Póki nie włożę palca do jego ran, dopóki nie włożę ręki do Jego boku, nie uwierzę”. Dlaczego te słowa są smutne? Bo one świadczą nie tylko o tym, że Tomasz nie ma wiary w to, że Jezus mógł zmartwychwstać, ale zauważmy, Tomasz nie wierzy też swoim współbraciom, nie dowierza swoim współtowarzyszom niedoli, nie dowierza innym Apostołom. Przecież oni mówią: „widzieliśmy Pana” i to mówi dziesięciu chłopa: „widzieliśmy Pana!”. „Dopóki nie sprawdzę, nie uwierzę”…
Kiedy Jezus leczy jego brak wiary? Kiedy Jezus daje mu na nowo odzyskać to zaufanie do Boga i do drugiego człowieka? Właśnie wtedy gdy pozwala dotknąć swojego Serca. I to fizycznie, dosłownie pozwala włożyć dłoń do swojego Serca. I tu słowa Matki Małgorzaty: „Jedynie miłością można wytłumaczyć wcielenie, odkupienie i wszystkie inne tajemnice Boga”. Dotknąć Serca… Tylko wtedy kiedy dotkniemy Serca Jezusa, do końca wyjaśnią się dla nas wszelkie Boże tajemnice, wtedy odzyskamy zaufanie nie tylko do Pana Boga, ale też do drugiego człowieka, czyli do kogo? Do Kościoła. To jest właśnie wielkie posłannictwo tego Instytutu: dotknąć Serca Jezusa, ale też pokazać, jak każdy człowiek, a zwłaszcza kapłan, może tego Serca dotknąć.
Wczorajsza czytanka czerwcowa dotyczyła Serca Jezusowego. Ks. Szerszeń przytacza tam tekst z książki teologa Dietricha von Hildebranda, z książki „Serce”. I właśnie tam Hildebrand zastanawia się, co my tak naprawdę czcimy, kiedy mówimy o kulcie Serca Jezusa. O co tu chodzi z tym Sercem Pana Jezusa? Czego my tam tak naprawdę dotykamy? I on mówi, że my tam dotykamy przede wszystkim człowieczeństwa Jezusa. Człowieczeństwa Jezusa. Syn Boga stał się człowiekiem, po to by mieć serce i właśnie to Serce Jezusa pokazuje nam, czym tak naprawdę jest człowieczeństwo Syna Bożego. Człowieczeństwo Syna Bożego. To człowieczeństwo pisane przez duże „C”. Matka Małgorzata pisze: „W tym Sercu widzimy miłość ludzką i Boską i przez tę miłość człowieczą, ale więcej niż człowieczą, dojdziemy do poznania miłości Boskiej, miłości samego Boga”. Spróbujmy sobie tak powoli i spokojnie odkryć tajemnicę Serca Jezusowego.
Pierwsza tajemnicą jest to, że w Sercu Jezusa widzimy człowieczeństwo Syna Bożego. Serce… Każdy z nas ma serce i to serce tak naprawdę pokazuje, kim jesteśmy. Oczywiście tu nie chodzi o organ, który pompuje krew, ale serce w rozumieniu biblijnym jako nasze sumienie, jako motor naszego moralnego działania. To w sercu podejmujemy decyzje; to w sercu nurtują nas różne myśli (Pan Jezus mówi „dlaczego złe myśli nurtują w waszych sercach?”). W sercu chodzi też o to, co nas najpiękniejsze. Serce jest soczewką, gdzie skupia się wszystko to, co nazywamy właśnie swoim człowieczeństwem, swoim „ja”.
Pamiętajmy, że tak samo jest w Jezusie, bo Jezus jest w pełni człowiekiem, a więc Jego Serce, oczywiście najbardziej Boskie Serce, Serce Bożego Syna, jest także sercem człowieka, sercem ludzkim. I pisze Matka Małgorzata dalej, że to właśnie „w Sercu Jezusa upadłe stworzenie spotyka się z Bóstwem, które zawsze jest chwalebne”- bo pamiętajmy, po grzechu pierworodnym całe stworzenie jest upadłe [nie jest zniszczone tak, jak mówił Luter, że już nie odzyska się niczego, wszystko jest zniszczone, zdruzgotane, koniec]. Tak pisze Matka Małgorzata, więc możemy sobie wyobrazić, że właśnie w Sercu Jezusa spotyka się to, co jest Boskie i to, co jest ludzkie, ale w takim bardzo słabym, ludzkim wydaniu. My, jako ludzie z naszą upadłą ludzką naturą, możemy w Sercu Jezusa zobaczyć, jacy bylibyśmy, gdyby nie grzech pierworodny, ale też widzimy, jacy możemy być. Jeśli temu Sercu Jezusa zaufamy, jeśli w kierunku tego Serca pójdziemy, jeśli tajemnicę tego Serca będziemy chcieli poznać. Pisze Matka: „w tym Najświętszym Sercu znalazłam drogę do Ciebie.” Znalazłam drogę do Ciebie… I tutaj pięknie pisze „drogę przystępną dla mojej słabości”. Kiedy czytamy testy Matki, to widzimy jedną rzecz, że właśnie Serce Jezusa to jest Serce-droga dla ludzi słabych, dla Mojej słabości. „Gdzie wzmógł się grzech, tam jeszcze bardziej rozlała się łaska” – powie św. Paweł. I Matka pisze to samo, tylko trochę innymi słowami, że Serce Jezusa jest drogą dla mojej słabości.
Zobacz, Droga Misjonarko, ile razy oceniasz siebie jakby z punktu widzenia mocy. W czym jestem już ułożona, w czym jestem dobra, w czym jestem właśnie mocna, w czym jestem święta. Co już przepracowałam, co zyskałam? Jak bardzo często znamy się z punktu widzenia właśnie tego, co pozytywne. A może to właśnie o to chodzi, żeby do Serca Jezusa wejść właśnie z tym, co jest w nas słabe, najbardziej upadłe, najbardziej zawstydzające nas samych. Jest w nas pewien dziwny mechanizm: mechanizm Adama. Po grzechu uciekam przed Bogiem. Z moją słabością kryję się. Wolę upleść sobie z gałązek jakąś przepaskę, zamiast stawać przed Bogiem właśnie takim, jaki jestem, nagi, bez maski, w mojej słabości. Właśnie dla takiego człowieka najbardziej otwarte jest Serce Jezusa. Jeśli to zrozumiemy, to wszystko nam się ułoży i zrozumiemy też, dlaczego do Serca Jezusa wchodzi się przez ranę. Do Serca Jezusa wchodzi się przez ranę. Przecież tą raną, zadaną sercu Jezusa jest mój grzech. I Pan Jezus doskonale sobie z tego zdaje sprawę, że ja Mu przynoszę ranę i Jego wcale to nie zniechęca. Jego wcale to do mnie nie ustawia negatywnie: „oto będę teraz Twoim sędzią, oto będę teraz mścicielem tego, co zniszczone”. Nie. On zostawił rany w Sercu właśnie po to, bym mógł do tego Serca wejść z moim grzechem. I to jest właśnie to.
Pisze Matka, że to Serce potrafi tylko dawać, to Serce tylko daje. Ona tak mówi: „On do mnie należy. W każdej chwili mogę pełnymi z niego brać garściami a zawsze obfituje w bogactwa. Mam z czego płacić długi, zapobiegać swoim potrzebom, z czego czerpać pociechy i mam za co kupić sobie koronę. Im więcej czerpię, tym więcej On wzrasta”. To jest piękne, uważam. „Im więcej z Niego czerpię, tym bardziej On wzrasta.” I tutaj by się zgadzała z tym ta nauka o Panu Bogu, która jest rozsiana w Piśmie Świętym, we wszystkich tekstach wielkich mistyków, teologów, że Bóg naprawdę cieszy się, kiedy może nam dawać. Przypominam już po raz setny, że samo słowo „bóg” oznacza właśnie bogatego, bogactwo, tego, który wszystko ma, tego, który obfituje…
Bóg chce dawać, a człowiek myśli, że Bóg chce zabierać. Jesteśmy przestraszeni majestatem Boga, który wydaje się nam zagrażać, ograniczać, coś tam zabierać, a Pan Bóg chce tylko dawać, Pan Bóg chce tylko dawać. No i właśnie to Serce Jezusa jest tym wielkim, Bożym zawołaniem „Ja daję Tobie, Ja daję Tobie”. Pisze Matka, że właśnie Pan Bóg się jakby zakrył podwójnie. Albo wierzy, że człowiek mógłby być przerażony Jego majestatem. Zobaczmy, że Pan Bóg ma najpierw dla człowieka Słowo. I pierwsze, co Pan Bóg robi w ogóle, to „wypowiada Słowo”. I to Słowo stwarza świat, stwarza człowieka, stwarza wszystko. I kiedy człowiek staje przed tym Bożym Słowem, to zdaje sobie sprawę, że to Słowo jest potężne, wszechpotężne. I mógłby człowiek się tego Słowa przestraszyć, przelęknąć się majestatu Słowa. I co robi Bóg? Bóg to Słowo ubiera w ciało – jakby „zasłania Słowo”, wszechpotężne Słowo ciałem, czyli „Słowo stało się ciałem i zamieszkało między nami”. Bóg zasłonił swoje Słowo ciałem, po to, żebyśmy nie byli zatrwożeni. I rzeczywiście Jezus nie przerażał. Kogo Jezus przerażał? Przerażał złe duchy, które potrafiły jakby spojrzeć „przez” Jego ciało. Potrafiły dostrzec potęgę Słowa w Jezusie. Natomiast ludzie, którzy otaczali Jezusa nie trwożyli się i widzieli Jego ciało, widzieli Jego człowieczeństwo. I przecież potrafili powiedzieć „przecież to jest jeden z nas, znamy jego ojca, jego rodzinę, jego braci, czy może być coś dobrego z Nazaretu?” Nie bali się Go do tego stopnia, że Go przecież umęczyli. Bóg specjalnie zasłonił swoje Słowo, ciałem, żebyśmy się go nie bali, ale tam jest jeszcze drugie zakrycie, druga tajemnica, Bóg chciał właśnie w Jezusie, swoim Synu pokazać swoją miłość i dlatego Jezus ma Serce. I teraz na krzyżu ludzie to Serce mogli zobaczyć, dosłownie, kiedy zostało przebite włócznią Jego bok został otwarty i wypłynęła krew i woda. Pan Bóg zgodził się na taką podwójną tajemnicę. Zasłonił swoje Słowo, swojego Syna, ciałem. Ten się narodził w świecie i jeszcze dodatkowo ukrył w nim tajemnicę Serca, tajemnicę swojej miłości. I właśnie pisze matka Małgorzata, że to „takie zasłonięcie słowa, tą tajemnicą sprawiło, że z jednej strony Jezus jest moim bratem”.
Jezus jest moim bratem w swoim człowieczeństwie, w tym, że jest ubrany w ciało, w tym, że ma Serce. Jest moim bratem. Często to powtarzamy, ale czy my z tego zdajemy sobie sprawę, że Bóg chce być moim bratem. Ale, jednocześnie w swoim bóstwie jest moim Bogiem i mogę Go kochać jako mojego brata i jako mojego Boga. I pisze Matka Małgorzata, jak kochać Jezusa: „Kochać Jezusa to można tak naprawdę tylko przez Jego Serce”. Kochać Jezusa przez Serce Jezusowe. I tutaj to Serce Jezusowe tak naprawdę pokazuje nam wszystko, co możemy wiedzieć o Panu Jezusie i co możemy w Panu Jezusie kochać i co jest nadane do zbawienia. Gdybyśmy zawsze mieli to wszystko, co Jezus powiedział i uczynił dla nas, przez całe dwa tysiące lat istnienia Kościoła; gdyby to trzeba było oddać jednym pojęciem, jednym słowem, to byłoby to słowo, „Najświętsze Serce Jezusa”. Najświętsze Serce.
Co to znaczy Najświętsze Serce? Po pierwsze, znaczy to, że Jezus jest Bogiem i Człowiekiem. Bóg i Człowiek. Jednocześnie. „Najświętsze” to wskazuje na Boga, bo Bóg jest Najświętszy. „Serce” wskazuje na człowieka. Najświętsze Serce, Bóg i człowiek. Drugie, co nam Serce mówi o Jezusie to, że Jezus jest Słowem Wcielonym. Bo ma serce, ma ciało, prawda? Ma serce, a jednocześnie jest Słowem, to już powiedziałem, Słowem Wcielonym. Dalej, Najświętsze Serce, to jest po trzecie, Jezus Cierpiący. No bo Serce jest źródłem współczucia, bólu, kiedy był zdradzony przez Judasza, kiedy zaprał się Go Piotr, kiedy ludzie Go odrzucili, kiedy nie chcieli Go słuchać, kiedy brakowało im wiary… Gdzie byśmy wskazali to miejsce cierpienia Bożego Syna? No właśnie: bolałoby Go Serce. A więc Najświętsze Serce pokazuje nam Jezusa Cierpiącego. Dalej, Najświętsze Serce pokazuje Jezusa Ukrzyżowanego. Jezus Ukrzyżowany i Jego Serce otwarte włócznią na krzyżu. Ale także Najświętsze Serce pokazuje nam Jezusa Eucharystycznego – w Eucharystii przyjmujemy Serce Zbawiciela. Dalej, Najświętsze Serce pokazuje nam Jezusa na ołtarzu: jako ofiara sam się daje złożyć za nasze grzechy. Pamiętajmy, że ofiara to zawsze było coś „zamiast”… Coś za coś. Ja zasłużyłem na śmierć z powodu mojego grzechu, ale zabijam zwierzę ofiarne, po to by móc żyć. Zabijam owcę, koźlątko czy jakieś inne stworzenie. Jego krew zastępuje moją krew. Jego śmierć zastępuje moją śmierć. Ja mogę żyć, bo ono umarło, a Jezus godzi się na to, że „Ja będę tym, który umrze za ciebie, żebyś ty mógł żyć”. Nikt nie ma większej miłości, jak oddać życie do swoich przyjaciół. A Pan Jezus poszedł dalej, bo oddał życie za swoich, nieprzyjaciół. Tych, którzy byli, wobec Niego wrogo nastawieni. I Najświętsze Serce o tym mówi: Jezus na ołtarzu. I jeszcze jedno, o czym pisze Matka: Jezus więzień tabernakulum. Nigdy nie myślałem w ten sposób, ale kiedy tak pomyślimy, to rzeczywiście coś w tym jest, zobaczmy, że Pan Jezus był aresztowany, związany, był umieszczony w grobie, który też był swego rodzaju ostatecznym zamknięciem. Nawet poszedł do Otchłani i potem z niej wyszedł. Można powiedzieć, że Jezus zawsze wymknie się na wolność, poza jednym miejscem. Jego więzieniem jest tabernakulum. I On tam zawsze cierpliwie czeka, zawsze cierpliwie daje się tam umieścić. Gdziekolwiek na świecie jest katolicki kapłan, który sprawuje ofiarę eucharystyczną zaraz jest więzienie. Jezus, dobrowolny więzień tabernakulum. Jakże często Pan Jezus mówi: „przyjdź do mnie, odwiedź mnie”. Znamy to w wydaniu świętej Faustyny, kiedy Jezus mówi: „jak wybija godzina 15:00, to gdziekolwiek jesteś, to zatrzymaj się i pomyśl, jak możesz przyjdź do kaplicy.” Prawda? Czy o tym kiedyś tak myśleliśmy? Dlaczego Pan Jezus tak bardzo chce, żebyśmy do Niego przychodzili? Tabernakulum to znaczy „namiot”. Tak, to prawda, namiot. Ja bym samotnie w namiocie posiedział i miałbym święty spokój. A Jezus mówi, przyjdź do mnie. Tabernakulum jest swego rodzaju więzieniem. I Jezus godzi się na to, że będzie tutaj lekceważony. Że wielu ludzi nie widzi Go przez całe lata, nie myśląc o tym, że On tutaj przeżywa swoją samotność. Zobaczmy, jak bardzo to Serce Najświętsze kryje w sobie bogactwo treści. Pisze Matka tak: „żeby określić Trójcę Świętą, wystarczy słowo miłość”. Bóg jest Miłością. A jak określić tajemnicę Jezusa, Syna Bożego. Tutaj potrzeba słowa: Serce. Słowo „Serce” ukazuje tajemnicę Jezusa, tak samo jak słowo „Miłość” okazuje tajemnicę Boga w Trójcy Świętej.
W jaki sposób to Serce uczcić? Jak to Serce odnaleźć? Jak to serce pokochać? Matka Małgorzata mówi, że tak naprawdę jest tylko jedna droga. O niej już wspomnieliśmy. Kult Serca Jezusowego idzie zawsze w parze z kultem Eucharystii. Kult Eucharystii i kult Serca Pana Jezusa to jest tak naprawdę jeden kult, który się uzupełnia, jedno drugie napędza, jedno do drugiego odnosi. Jeśli chcesz oddać kult Sercu Pana Jezusa, to odnajdziesz to Serce w Eucharystii, bo właśnie w Eucharystii to Serce jest wiecznie żywe. Przyjmujmy białą hostię do serca. A wtedy poczujemy Serce Boga naprawdę bijące obok naszego serca. Jeśli wierzymy w Eucharystię, wierzymy w miłość. Matka Małgorzata pisze ciekawe sformułowanie: „My szukamy postaci dla miłości.” Mogę sobie wyobrazić kamień, mogę sobie wyobrazić, kotka, psa… A jak wyobrazić sobie miłość? Jaki kształt ma miłość? Jaki kolor ma miłość? Kotek jest szarobury, biały, w łatki… My możemy sobie wyobrazić uczynki miłości. Mama tuli dziecko, człowiek daje drugiemu kawałek chleba, ale to nie jest miłość w takim kształcie, w jakim ona jest faktycznie. My szukamy postaci dla miłości… Jak sobie miłość wyobrazić? I pisze Matka: „Postacią dla miłości, tym widzialnym objawem miłości jest Boże Serce” I to jest miłość. I taki cytat: „Najświętsze Serce, Eucharystia i Miłość to jedno i to samo. W tabernakulum znajdujemy hostię, w hostii Jezusa, w Jezusie w Jego Serce, a w Jego Sercu Miłość Nieskończoną”.
Jak oddać cześć Eucharystii? Wiemy to. Całe życie o tym wiemy, że są dwa rodzaje kultu eucharystycznego. Jeden to jest Msza święta, kiedy przyjmujemy Pana Jezusa w Komunii Świętej, a drugi to jest adoracja. I to jest właśnie kurt nieskończonej miłości Boga. To wszystko dostajemy w Jego Sercu. Matka pisze, że „tak jak Serce Jezusa jest otwartymi drzwiami do miłości, ta rana w Sercu to jest drzwi do miłości, tak, Najświętsze Sakrament to jest światło na drodze do miłości”. Wyobraź sobie obraz: jest jakaś ciemna brama, kamienica, drzwi skrzypią, ciemność… Czujemy niepokój. Co tam się czai? Czy wejdę przez te drzwi? Wchodzimy do domu, nawet do swojego własnego domu, otwieramy drzwi i gdy w środku jest ciemno, to natychmiast szukamy ręką światła. Jedno i drugie jest ważne, żeby przejść ze spokojem przez drzwi, potrzebne jest światło, które pokaże, co za tymi drzwiami się kryje. I ona mówi, że te drzwi to jest Serce, a Najświętszy Sakrament to jest światło. I wszystko już jest jasne. Wiesz, którędy wejść i wiesz, co dostaniesz po drugiej stronie. Dostaniesz Komunię Świętą po drugiej stronie. A wejdziesz przez Serce Pana Jezusa. I też tutaj taki cytat: „Nikt nie dochodzi do poznania i posiadania Miłości Nieskończonej, jak tylko przez moje Serce” – mówi Jezus. A tu mówi Matka: „Trzeba iść do Jezusa i słuchać uderzeń Jego Serca i rozważać te poruszenia miłości, a wówczas zacznie się kochać Jezusa w sposób nowy. Duch Święty wlewa miłość do duszy. Trójca Święta przychodzi do niej z niepojętną światłością i Miłość Nieskończona objawia się na podstawie słów Jezusa. Jeśli mnie kto miłuje, Ojciec mój umiłuje go i przyjdziemy do niego, i mieszkanie u niego uczynimy.”
Przejdziemy przez drzwi do mieszkania, prawda? Nie tylko Ty wchodzisz do serca Jezusa, ale cała Trójca Święta wchodzi do Twojego serca. Kiedy przyjmujesz Komunię świętą, wchodzi cała Trójca do Twojego serca. Te drzwi, otwarte drzwi są drzwiami w dwa kierunki. To jest niesamowite. My to wszystko wiemy. My to wszystko robimy od dawna, tylko czy zdajmy sobie sprawę, jaką to ma moc, jakie to jest niesamowite. Tylko, że potem zaczynają się schody. Jakie to są schody? Kochać Jezusa to chcieć, żeby On był wszystkim, a ty sam niczym, czyli pokora. Dlaczego trudno jest światu, nam samym, w ogóle człowiekowi kochać Boga? Bo kiedy naprawdę pokochamy Boga to ta miłość w naturalny sposób sprawi, że nas będzie coraz mniej, żeby Jego było coraz więcej. I tego się boimy. Ale ciekawe, że Matka też sobie z tego zdaje sprawę, a ona też się tego bała, że właśnie tak działa miłość. Mnie jest coraz mniej, Jego jest coraz więcej. Czy będę umiał przestawić mój świat zupełnie do góry nogami, po to żeby zrobić miejsce do Niego? My się tego boimy, ojej!, co to będzie? Jak ja mam być misjonarką, tak na 100%? Jak ja pogodzę wszystko? I śluby, i życie, i modlitwa, i Eucharystia, i praca, i wszystko inne, i cierpienie, i starość, i samotność. Jak ja to wszystko pogodzę? Jak ja to wszystko zrobię? Jest na to odpowiedź. Miłość pomoże Ci to zrobić i zobacz, że miłość już teraz pomaga Ci to robić.
Może jesteś w tym momencie zmęczona. Może w tym czasie masz różne myśli. Nieraz to dotyka kobiety i mężczyzn. Ktoś przychodzi do konfesjonału i mówi: „koniec ze mną, już po wszystkim. Do niczego się nie nadaję, jestem zmęczona, zdruzgotana.” Nie jeden raz słyszałem w profesjonale, mój mąż jest pijakiem i nic z tego nie będzie, nic z tego nie ma. Całe życie z nim walczę. Całe życie i nic, i nic, i nic. Tylko coś takiego może być też w powołaniu do życia konsekrowanego. To może przybrać różne formy. Jakiś problem, wątpliwość, rozczarowanie, gdzieś tam jest. Kiedyś wpadłem na pomysł, żeby zapytać jedną kobietę: „A ile lat Pani w tym małżeństwie tkwi?” Ona mówi, no już będzie 40 lat. Ja jej mówię: „Jeśli Pani 40 lat zmaga się ze swoim mężem pijakiem, to nie jest Pani słabą kobietą, to nie jest Pani przegraną kobietą. Pani ma prawo w tym momencie czuć zmęczenie, oczywiście. Bo jeśli pani 40 lat stawia czoła mężowi pijakowi, a przy tym jeszcze pracuje, wychowała dzieci, ogarniała cały dom i wszystko inne sama, to pani jest bohaterką. Zmęczoną bohaterką”. Nie wiem, skąd mi takie światło przyszło, żeby tej kobiecie tak powiedzieć, ale ja widziałem przez kratki, jak ona nagle się prostuje, podnosi głowę do góry, jak ona nagle odzyskuje światło na twarzy. Bo zrozumiała jedno: tak, teraz jestem zmęczona, ale to wcale nie znaczy, że jestem słaba; jestem po prostu po ogromnym wysiłku.
Tak samo może być w tym momencie z Tobą, że gdzieś rodzą się różne momenty takiej czy innej słabości. Może jakiś grzech się przyplątuje, może jakieś inne sprawy… Spójrz wtedy na swoją historię. Zobacz jak Pan Bóg Cię prowadzi, jak to Jego Serce cały czas daje, daje, daje… Ile my z tego Serca bierzemy? Odrobinę, bo wydaje się, że na tyle zasłużyliśmy, że tyle nam wystarczy i nie będziemy nadużywać. Spójrz na swoją historię, zobacz, czyją mocą jesteś mocna? Przez jakie meandry życia, przez jakie różne historie Pan Bóg Cię przeprowadził? Jakich ludzi na twojej drodze stawiał, o których może już dawno nie pamiętasz, a może do tej pory są obecni? W dobrym albo złym znaczeniu… Ile już numerów wywinęłaś Panu Bogu, a On cały czas jest, daje… To jest niesamowite. To jest właśnie miłość, która może postawić świat na głowie. Miłość przyjmujemy wtedy kiedy przyjmujemy Eucharystię – Serce Jezusa.